Kto z nas nie marzy o czymś takim, jak oczko wodne a w nim krystalicznie czysta woda, piękne rośliny, specyficzny mikroklimat, żabka, może jakiś zaskroniec, kolorowe ryby, uspokajający szum kaskady. Oto prosta definicja oczka wodnego. A na koniec tego opisu, a właściwie, pewnie powinienem był od tego zacząć – ciężka harówa od wiosny do zimy, konsekwentne przestrzeganie zasad i ogromna wiedza człowieka, który u nas się tym zajmuje. I teraz jest to pełna definicja oczka wodnego. Dlatego nasze wyglądają właśnie tak, jak te z marzeń. Mamy ich „tylko” 12. Każde jest inne, różnią się od siebie, ale łączy je jedno – we wszystkich żyją rybki. Jednak nie we wszystkich mogą zimować. I o tym będzie dzisiejszy post. Krok po kroku przedstawię czynności, które wykonujemy, aby nasi kolorowi podopieczni bezpiecznie przetrwali zimę.
Późna jesień, koniec sezonu turystycznego, to okres, kiedy w oczkach zaczyna się tzw. brudna robota – i to dosłownie. Woda z niektórych zbiorników jest wypompowywana, są one odmulane, czyszczone, rośliny zabezpieczane.
Rybki są odławiane.
Te największe, karpie koi są wpuszczane do tzw. stawu z kładką. Jest to duży zbiornik o zróżnicowanych głębokościach, w którym przez całą zimę pracuje natleniacz. Ryby wpuszczone do tego stawu muszą już radzić sobie same. Nasza opieka nad nimi w tym momencie się kończy. Do tego zbiornika wpuszczamy tylko duże karpie koi, ponieważ rządzą w nim szczupaki. Kiedyś, nieopatrznie wpuściliśmy tam karasie ozdobne i zostały one potraktowane przez nasze drapieżniki jako darmowa przekąska.
Duże karpie, właśnie ze względu na swoją wielkość nie są przedmiotem zainteresowania szczupaków i wzajemnie się tolerują.
Do przezimowania małych rybek przygotowujemy dwa zbiorniki. Muszą one mieć odpowiednią głębokość – najlepiej około 1,5m. Podłączamy do nich natleniacze. Z uwagi na to, że w stosunkowo małych zbiornikach gromadzi się dużo ryb, urządzenia te są niezbędne.
Na koniec na oczka nakładana jest siatka ochronna, ponieważ nasz ogród bardzo często odwiedza czapla, a ta w przeciwieństwie do naszych wspaniałych zwiedzających, nie przylatuje tu tylko po to, aby sobie rybki pooglądać.
Zasadniczo, zwierzęta żyjące w naszym arboretum, nie wymagają opieki. Radzą sobie same. Jednym z wyjątków są rybki, kolorowi mieszkańcy naszych oczek wodnych. Teraz poświęcamy im trochę uwagi, zabezpieczamy je, pomagamy przetrwać zimę, a wiosną to one upiększą swoją obecnością nasze zbiorniki.
Oczka wodne, takie jak te z marzeń, a w nich piękne rybki! Między innymi dlatego warto odwiedzić arboretum w Bolestraszycach.
Zapraszamy na wiosnę!
„Arboretum to nie tylko rośliny – Nie bójmy się zaskrońca”
Wstrętny, straszny, obrzydliwy, piękny, wspaniały, tajemniczy. Czy tyloma skrajnie różnymi przymiotnikami można określić jedno zwierzę? Można – węża. Węże od zawsze budziły wśród ludzi emocje - strach i podziw. I nie ma się co dziwić, niektóre z nich są potężne i jadowite, niektóre łagodne i zupełnie dla człowieka nieszkodliwe. Do tych drugich należy powszechnie występujący w Polsce gad – zaskroniec zwyczajny. Jest gatunkiem dosyć pospolitym, aczkolwiek rzadko widywanym w naturze. Zamieszkuje tereny wokół jezior, rzek i stawów. Żywi się owadami, gryzoniami, żabami. I co najważniejsze – nie stanowi żadnego zagrożenia dla człowieka. Boi się nas, ucieka przed nami. I pomimo tej nieszkodliwości zdarza się, że jest przez ludzi zabijany. Bo jest mylony ze żmiją, „bo jest wstrętny”, „bo może ugryźć”. A tak naprawdę to jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby zaskroniec w jakikolwiek sposób zaatakował człowieka. Gad ten nie posiada zębów jadowych. Ma szereg drobnych ząbków, które służą mu do przytrzymywania swojej ofiary. Ukąsić nas może tylko wtedy, gdy będziemy chcieli go złapać. Wtedy też może potraktować nas dość brzydko pachnącą cieczą, zwrócić część niestrawionego pokarmu lub udawać martwego. W taki sposób broni się przed śmiertelnym zagrożeniem. Dlatego, jeżeli będziemy mieli to szczęście i spotkamy go na swojej drodze, podelektujmy się jego widokiem i dajmy mu spokojnie odejść – a on spokojnie odejdzie. Nie pozwólmy aby nasze fobie, strachy, uprzedzenia doprowadziły nas do takiego stanu, że decydujemy się na zabicie tego pięknego zwierzęcia. Zaskrońce żyją w naszym środowisku „od zawsze”, są jego niezbędnym i potrzebnym ogniwem. Oglądajmy je, chrońmy, podziwiajmy.
W naszym arboretum również żyje kilka tych gadów. Podczas zwiedzania ogrodu, zobaczyć je jest niezwykle trudno. Ale wspaniałe jest to, że w ogóle tu są. Że żyją w miejscu w którym codziennie spacerują setki ludzi. Świadczy to o tym, że prawidłowa, wieloletnia, konsekwentna polityka prowadzenia ogrodu doprowadziła do tego, że są tu miejsca dzikie, miejsca gdzie przyroda rządzi się swoimi prawami. Oprócz pięknie utrzymanych, pielęgnowanych terenów z roślinami ozdobnymi, mamy też niekoszone łąki i naturalne zakrzaczenia. Mamy miejsca, gdzie jeżeli drzewo spadnie – to leży nie usuwane. Bo w tych miejscach rządzi natura. Bo tu jest życie. Bo tu uciekają przed nami i żyją te wszystkie wspaniałe zwierzęta, które Wam opisuję. I to jest piękne, i niech tak zostanie.
„Arboretum to nie tylko rośliny – Nie bójmy się zaskrońca”
Wstrętny, straszny, obrzydliwy, piękny, wspaniały, tajemniczy. Czy tyloma skrajnie różnymi przymiotnikami można określić jedno zwierzę? Można – węża. Węże od zawsze budziły wśród ludzi emocje - strach i podziw. I nie ma się co dziwić, niektóre z nich są potężne i jadowite, niektóre łagodne i zupełnie dla człowieka nieszkodliwe. Do tych drugich należy powszechnie występujący w Polsce gad – zaskroniec zwyczajny. Jest gatunkiem dosyć pospolitym, aczkolwiek rzadko widywanym w naturze. Zamieszkuje tereny wokół jezior, rzek i stawów. Żywi się owadami, gryzoniami, żabami. I co najważniejsze – nie stanowi żadnego zagrożenia dla człowieka. Boi się nas, ucieka przed nami. I pomimo tej nieszkodliwości zdarza się, że jest przez ludzi zabijany. Bo jest mylony ze żmiją, „bo jest wstrętny”, „bo może ugryźć”. A tak naprawdę to jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby zaskroniec w jakikolwiek sposób zaatakował człowieka. Gad ten nie posiada zębów jadowych. Ma szereg drobnych ząbków, które służą mu do przytrzymywania swojej ofiary. Ukąsić nas może tylko wtedy, gdy będziemy chcieli go złapać. Wtedy też może potraktować nas dość brzydko pachnącą cieczą, zwrócić część niestrawionego pokarmu lub udawać martwego. W taki sposób broni się przed śmiertelnym zagrożeniem. Dlatego, jeżeli będziemy mieli to szczęście i spotkamy go na swojej drodze, podelektujmy się jego widokiem i dajmy mu spokojnie odejść – a on spokojnie odejdzie. Nie pozwólmy aby nasze fobie, strachy, uprzedzenia doprowadziły nas do takiego stanu, że decydujemy się na zabicie tego pięknego zwierzęcia. Zaskrońce żyją w naszym środowisku „od zawsze”, są jego niezbędnym i potrzebnym ogniwem. Oglądajmy je, chrońmy, podziwiajmy.
W naszym arboretum również żyje kilka tych gadów. Podczas zwiedzania ogrodu, zobaczyć je jest niezwykle trudno. Ale wspaniałe jest to, że w ogóle tu są. Że żyją w miejscu w którym codziennie spacerują setki ludzi. Świadczy to o tym, że prawidłowa, wieloletnia, konsekwentna polityka prowadzenia ogrodu doprowadziła do tego, że są tu miejsca dzikie, miejsca gdzie przyroda rządzi się swoimi prawami. Oprócz pięknie utrzymanych, pielęgnowanych terenów z roślinami ozdobnymi, mamy też niekoszone łąki i naturalne zakrzaczenia. Mamy miejsca, gdzie jeżeli drzewo spadnie – to leży nie usuwane. Bo w tych miejscach rządzi natura. Bo tu jest życie. Bo tu uciekają przed nami i żyją te wszystkie wspaniałe zwierzęta, które Wam opisuję. I to jest piękne, i niech tak zostanie.
„Arboretum to nie tylko rośliny – Nie bójmy się zaskrońca”
Wstrętny, straszny, obrzydliwy, piękny, wspaniały, tajemniczy. Czy tyloma skrajnie różnymi przymiotnikami można określić jedno zwierzę? Można – węża. Węże od zawsze budziły wśród ludzi emocje - strach i podziw. I nie ma się co dziwić, niektóre z nich są potężne i jadowite, niektóre łagodne i zupełnie dla człowieka nieszkodliwe. Do tych drugich należy powszechnie występujący w Polsce gad – zaskroniec zwyczajny. Jest gatunkiem dosyć pospolitym, aczkolwiek rzadko widywanym w naturze. Zamieszkuje tereny wokół jezior, rzek i stawów. Żywi się owadami, gryzoniami, żabami. I co najważniejsze – nie stanowi żadnego zagrożenia dla człowieka. Boi się nas, ucieka przed nami. I pomimo tej nieszkodliwości zdarza się, że jest przez ludzi zabijany. Bo jest mylony ze żmiją, „bo jest wstrętny”, „bo może ugryźć”. A tak naprawdę to jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby zaskroniec w jakikolwiek sposób zaatakował człowieka. Gad ten nie posiada zębów jadowych. Ma szereg drobnych ząbków, które służą mu do przytrzymywania swojej ofiary. Ukąsić nas może tylko wtedy, gdy będziemy chcieli go złapać. Wtedy też może potraktować nas dość brzydko pachnącą cieczą, zwrócić część niestrawionego pokarmu lub udawać martwego. W taki sposób broni się przed śmiertelnym zagrożeniem. Dlatego, jeżeli będziemy mieli to szczęście i spotkamy go na swojej drodze, podelektujmy się jego widokiem i dajmy mu spokojnie odejść – a on spokojnie odejdzie. Nie pozwólmy aby nasze fobie, strachy, uprzedzenia doprowadziły nas do takiego stanu, że decydujemy się na zabicie tego pięknego zwierzęcia. Zaskrońce żyją w naszym środowisku „od zawsze”, są jego niezbędnym i potrzebnym ogniwem. Oglądajmy je, chrońmy, podziwiajmy.
W naszym arboretum również żyje kilka tych gadów. Podczas zwiedzania ogrodu, zobaczyć je jest niezwykle trudno. Ale wspaniałe jest to, że w ogóle tu są. Że żyją w miejscu w którym codziennie spacerują setki ludzi. Świadczy to o tym, że prawidłowa, wieloletnia, konsekwentna polityka prowadzenia ogrodu doprowadziła do tego, że są tu miejsca dzikie, miejsca gdzie przyroda rządzi się swoimi prawami. Oprócz pięknie utrzymanych, pielęgnowanych terenów z roślinami ozdobnymi, mamy też niekoszone łąki i naturalne zakrzaczenia. Mamy miejsca, gdzie jeżeli drzewo spadnie – to leży nie usuwane. Bo w tych miejscach rządzi natura. Bo tu jest życie. Bo tu uciekają przed nami i żyją te wszystkie wspaniałe zwierzęta, które Wam opisuję. I to jest piękne, i niech tak zostanie.
„Arboretum to nie tylko rośliny – Czy mnie jeszcze pamiętasz?”
Sensacja! Udało się sfotografować ślimaka winniczka w pełnym biegu. Ale sensacja, to nie dlatego, że biegnie, ale że ślimak jest ! Pewnie powiecie, że ślimaki nie biegają. Tak? A co my właściwie o nich wiemy? Ja wiem na pewno, że w latach mojego dzieciństwa widywałem ich setki. Były utrapieniem dla działkowiczów i niejednokrotnie jedyną zabawką dla dzieci – „ślimak, ślimak wystaw rogi…”. Starsi pewnie pamiętają, a teraz dzieci to już się tak nie bawią. „Betonoza”, wygolone trawniki, powycinane zakrzaczenia, chemia, suche lata i to wszystko, co nazywamy „eleganckim” obejściem, raczej temu zwierzakowi nie sprzyja. Dlatego tak naprawdę to ja nie wiem, czy ten ślimak biegnie, czy nie, ale wiem na pewno, że tak powoli, po cichu i bez rozgłosu gdzieś on nam odbiega i to chyba bezpowrotnie.
A teraz do konkretów.
Ślimak winniczek – największy ślimak lądowy w Polsce. Tak naprawdę, to gdy go zobaczyłem, pobiegłem po aparat, dogoniłem go i sfotografowałem. Nie mógł mi daleko uciec z tym domem na plecach. Jeden mały ślimak! A gdzie pozostałe? Te, na które kiedyś tak narzekaliśmy, że plądrują nasze ogródki. Szkodnik to może był, ale przynajmniej „nasz”. Przypomnijmy sobie, kiedy ostatni raz widzieliśmy winniczka. Nawet jeżeli w niektórych rejonach kraju jeszcze je widać, to każdy chyba potwierdzi, że jest ich zdecydowanie mniej. Chowają się w tych swoich muszlach, bo w krzakach nie mogą – bo wycięte. Po wygolonej trawie nie lubią chodzić, po betonie również. Kiedy wreszcie zbliżą się do niewykoszonej łąki, to nie wchodzą, bo jakiś oprysk tam był. I wszystko co robimy, to im przeszkadza. A teraz przypomnijmy sobie ten moment, kiedy jakoś tak nagle i niespodziewanie pojawiły się u nas te „nowe” ślimaki, tzw. ślimaki nagie, te brązowe – bez muszli. Pojawiły się i rozprzestrzeniły błyskawicznie. Łażą wszędzie: po betonie, po kostce brukowej, po wygolonym trawniku. Na naszych ogródkach, działkach i rabatach wyjadają wszystko. I jest ich coraz więcej i więcej. Nic im nie przeszkadza, nawet im się chyba u nas podoba. A „nasz”? Siedzi sobie w tym swoim domku, pod tym krzaczkiem co go nie ma, albo na tej łące- jeszcze przed opryskiem i już nie jest szkodnikiem, nikomu nie przeszkadza. Smutne trochę, że „naszymi” działaniami niszczymy „nasze” środowisko i doprowadzamy do eliminacji „naszych” gatunków. Jest to doskonały, książkowy przykład na to, jak gatunki obce, w jakiś sposób do nas zawleczone, dominują i wypierają te rodzime. Zwierzęta mają niezwykłe zdolności adaptacyjne i doskonale przystosowują się do nowych warunków. Piszę to w kontekście poprzedniego posta o żółwiu błotnym i ozdobnym. Tam chyba jeszcze mamy czas na reakcję, ze ślimakiem już raczej nie. Dlatego zróbmy sobie fotkę naszego winniczka, bo już niedługo tylko takie świadectwo po nim nam zostanie.