Oto jest pytanie! Temat dokarmiania ptaków jest mocno „oklepany”. Powraca każdej jesieni. Jednak skoro powraca tak często, to musi być ważny. Dokładnie tak – jest bardzo ważny! Ważny dlatego, że dokarmianie dzikiej zwierzyny w okresie zimowym, bez względu na to, czy pomagamy dużym ssakom, czy małym ptaszkom, to jest to poważna ingerencja w naturę. A z tymi „ingerencjami” to musimy być bardzo ostrożni. Ptaki zimujące w naszym kraju są doskonale przystosowane do tego, aby przetrwać zimę. W okresie jesieni lokalizują potencjalne żerowiska i później skrzętnie z nich korzystają. Tarnina, głóg, jarzębina, drzewa owocowe zapewniają ptakom schronienie i bogate menu. Wykładając karmę w miejscach dokarmiania, zakłócamy ten proces. Zabijamy u ptaków ich naturalny instynkt poszukiwania pokarmu. Przyzwyczajamy je do tzw. łatwizny, uzależniamy je od nas. Zapewne wielu z Was zauważyło, że po porannym napełnieniu karmnika, ptaki pojawiają się prawie natychmiast. My ich nie widzimy, a one z pobliskich drzew, bacznie nas obserwują i zaraz po naszym odejściu zlatują się na pyszne, łatwe jedzonko. Czekają na nas.
A teraz wyobraźmy sobie, taką sytuację, że następuje nagły, niespodziewany atak ostrej zimy. Nam w tym czasie trafił się jakiś wyjazd albo miejsce naszego dokarmiania jest oddalone od miejsca zamieszkania i nie możemy do niego dotrzeć z powodu obfitych opadów śniegu. A ptaki na nas czekają, ponieważ wcześniej uzależniliśmy je od takiego sposobu pobierania pokarmu. I w momencie, kiedy najbardziej tej pomocy potrzebują – nie otrzymują jej. Resztę dopowiedzmy sobie sami. Dlatego decyzja o rozpoczęciu dokarmiania powinna być odpowiedzialna. Musimy przeanalizować wszystkie za i przeciw tak, aby nie wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Regularność i konsekwencja to kluczowe zasady, którymi powinniśmy się kierować. Jeżeli nie jesteśmy pewni, czy ich dotrzymamy, to lepiej nie podejmujmy tego tematu. A więc odpowiedzialna decyzja. Jeżeli już się zdecydujemy, to dokarmianie ptactwa jest jak najbardziej na tak.
Wprawdzie ostatnie zimy nie są zbyt wielkim wyzwaniem dla dziko żyjącej zwierzyny, ale umiejętne dokarmianie na pewno im nie zaszkodzi. Właśnie – dokarmianie, pomoc, a nie karmienie czy tuczenie ptactwa. To kolejna zasada, której powinniśmy przestrzegać. Do karmnika zadajemy tyle ziarna, aby było ono wyjadane w całości. W przypadku załamania pogody, ilość zawsze można zwiększyć. Idealną sytuacją jest taka, że ptaki po wyjedzeniu nasion odlatują i próbują szukać pożywienia naturalnego. Do karmnika w żadnym wypadku nie wykładamy pożywienia przetworzonego. Żadnego chleba czy resztek obiadowych. Owszem, ptaki to wszystko zjedzą, ale skutki dla nich mogą być opłakane. Tylko naturalne nasiona, np. słonecznik, kukurydza, pszenica lub mieszanki dostępne w sprzedaży. Jabłka, gruszki, surowa słonina też będą świetnym urozmaiceniem zimowego menu. Pamiętajmy również o wodzie. Karmnik, w którym wykładamy pożywienie, powinien mieć solidne zadaszenie, które ochroni jedzonko przed opadami a ptaki przed skrzydlatymi drapieżnikami. Tym, co dzieje się w karmniku będzie też zainteresowany nasz kotek, który wyszedł na spacer. Aby jego zainteresowanie nie zostało sfinalizowane w sposób dramatyczny, dobrze jest usadowić karmnik min. 1,5m nad ziemią, na metalowej rurze. Karmnik trzeba też często czyścić. Bardzo szybko pojawią się w nim ptasie odchody. Należy też usuwać resztki niezjedzonego pokarmu. Ptaki są również nosicielami chorób i pasożytów, stąd higiena miejsca dokarmiania jest bardzo ważna. Mam nadzieję, że uświadomiłem Wam, że z pozoru prosta czynność – dokarmianie – to jednak bardzo delikatna i skomplikowana materia.
W każdej sekundzie naszego życia, korzystając ze zdobyczy cywilizacji w sposób pośredni lub bezpośredni – ingerujmy w naturę, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Decydując się na dokarmianie zwierzyny, ingerencję tą podejmujemy świadomie. Dlatego jeszcze raz to powtórzę – podejmijmy tę decyzję odpowiedzialnie, tak abyśmy nie musieli sobie wyrzucać, że „zabiliśmy miłością”.
W tym poście będzie tylko jedno zdjęcie – symboliczne zdjęcie pustego karmnika. I od Was tylko zależy, czy go napełnicie, czy nie.
Drodzy Goście. Jak zapewne niektórzy z Was już zauważyli, stawy nasze w ostatnim czasie wzbogaciły się o przepiękną kolekcję karpi Koi. Rodowód tej ryby sięga dalekiej Japonii, gdzie została wyhodowana w celach ozdobnych. Rozprzestrzeniona po całym świecie pływa w ogrodowych stawach, oczkach wodnych, ciesząc oczy zwiedzających. Tak jest i u nas. Ci, którzy je widzieli, zapewne to potwierdzą. Tych, którzy jeszcze nie widzieli, serdecznie zapraszamy, bo jest na co popatrzeć. Przechodząc przez kładkę przecinającą staw, z pewnością dojrzymy przepięknie ubarwione, kontrastujące z zielenią, ryby. Na co dzień majestatycznie pływają lub „kąpią się” w słońcu. Bacznie obserwując taflę wody, zauważymy również inne ryby, które niedawno zagościły w naszym ogrodzie. Są to amury. W porównaniu do tych kolorowych, te nie bardzo rzucają się w oczy. Nie taka jest ich rola. Amury jako ryby roślinożerne zostały wpuszczone, aby choć trochę przerzedzić gęstą roślinność rosnącą w wodzie. Z tej roli wywiązały się znakomicie. Można powiedzieć, że są to nowi pracownicy Arboretum. Pracownicy nieroszczeniowi, niekonfliktowi, którzy od wiosny do jesieni, praktycznie całą dobę pracują jedynie za jedzenie i za możliwość przebywania w pięknym miejscu i towarzystwie. Całymi godzinami wycinają w zielsku place i tunele, w których mogą prezentować się te „kolorowe”. Taka robota – samo życie.
Zapraszamy!
Drodzy Goście. Jak zapewne niektórzy z Was już zauważyli, stawy nasze w ostatnim czasie wzbogaciły się o przepiękną kolekcję karpi Koi. Rodowód tej ryby sięga dalekiej Japonii, gdzie została wyhodowana w celach ozdobnych. Rozprzestrzeniona po całym świecie pływa w ogrodowych stawach, oczkach wodnych, ciesząc oczy zwiedzających. Tak jest i u nas. Ci, którzy je widzieli, zapewne to potwierdzą. Tych, którzy jeszcze nie widzieli, serdecznie zapraszamy, bo jest na co popatrzeć. Przechodząc przez kładkę przecinającą staw, z pewnością dojrzymy przepięknie ubarwione, kontrastujące z zielenią, ryby. Na co dzień majestatycznie pływają lub „kąpią się” w słońcu. Bacznie obserwując taflę wody, zauważymy również inne ryby, które niedawno zagościły w naszym ogrodzie. Są to amury. W porównaniu do tych kolorowych, te nie bardzo rzucają się w oczy. Nie taka jest ich rola. Amury jako ryby roślinożerne zostały wpuszczone, aby choć trochę przerzedzić gęstą roślinność rosnącą w wodzie. Z tej roli wywiązały się znakomicie. Można powiedzieć, że są to nowi pracownicy Arboretum. Pracownicy nieroszczeniowi, niekonfliktowi, którzy od wiosny do jesieni, praktycznie całą dobę pracują jedynie za jedzenie i za możliwość przebywania w pięknym miejscu i towarzystwie. Całymi godzinami wycinają w zielsku place i tunele, w których mogą prezentować się te „kolorowe”. Taka robota – samo życie.
Zapraszamy!